Witajcie :)
Dopiero dzisiaj zobaczyłam, że ostatni wpis pojawił się ponad tydzień temu. Przyznaję, że zaniedbałam blog, ale nie z powodu lenistwa :) Po pierwsze dopadło nas jakieś choróbsko, najpierw starszy synek, później młodszy, a na końcu ja i mąż, tak więc mieliśmy w domu szpital :) Chłopcy już zdrowi, a ja powoli wracam do życia. Po drugie znowu musiałam odesłać aparat do serwisu, bo stwierdzili, że jednak wymienią porysowane elementy. Łaskawcy!!! Najpierw porysowali, a później tłumaczyli się, że to uszkodzenie powstało podczas transportu. Ja już dawno straciłam do nich cierpliwość, ale mąż im nie odpuścił i w końcu się poddali. Teraz korzystam tylko ze zdjęć, które udało mi się zrobić wcześniej :(
Dzisiaj chciałam Wam napisać kilka słów o żelu pod prysznic, który zamówiłam jakiś czas temu i w tej wersji zapachowej pokładałam wielkie nadzieje. Jest to żel Nature Secrets z nawilżającym aloesem i arbuzem.
Konsystencja nie jest bardzo rzadka, ale z pewnością należy do tych rzadszych żeli. Nie ucieka mi jednak przez palce, więc nic się nie marnuje. Żel rozprowadzony dłonią pieni się średnio, więcej piany uzyskamy, używając gąbki. Żelu mamy całkiem sporo, bo aż 750 ml. Zapach w opakowaniu jest naprawdę świetny, troszkę słodki, ale również bardzo orzeźwiający. Bardziej wyczuwalny jest arbuz. Byłby idealny, ale niestety na skórze nie pachnie już tak samo. Nie wiem jak to opisać, ale wyczuwam w nim jeszcze coś, co średnio mnie do niego przekonuje. Z czasem przyzwyczaiłam się do tego zapachu, ale raczej więcej się nie spotkamy. Wiadomo, zapach to oczywiście kwestia gustu :) Żel nie wysusza skóry, ale zauważyłam, że dekolt robił się lekko zaczerwieniony. Teraz już wiem, czym to było spowodowane - jestem uczulona na aloes. Ten żel nie spowodował większej szkody, bo ekstrakt z aloesu jest prawie na samym końcu składu, ale teraz już wiem, że mam unikać wszelkich kosmetyków, które mają w składzie aloes.
Chciałam Wam jeszcze podziękować za to, że nawet gdy mnie nie ma, to i tak do mnie zaglądacie. Wchodzę na bloga, a tu taka niespodzianka: 800 obserwatorów i pond 100 000 wyświetleń. Dziękuję :*
Miłego dnia :*
Super gratuluję świetnych statystyk! :) Ja też mam w zapasach jakiś żel z Oriflame ;)
OdpowiedzUsuńGratuluję wyników :)
OdpowiedzUsuńDaleko mi jeszcze do takich osiągnięć :D
Bardzo lubię żele z Oriflame, choć tego jeszcze nie miałam :)
OdpowiedzUsuńI gratuluję tak wspaniałych statystyk!
Uwielbiam zapach arbuza, ale domyślam się, co masz na myśli, pisząc o zmienionym zapachu tego żelu przy zastosowaniu na skórę. Wielka szkoda, bo może skusiłabym się na niego... Źle, że Cię podrażnił, ale przynajmniej wiesz już, z jakiego powodu.
OdpowiedzUsuńWcześniej nie wiedziałam o tym, że jestem uczulona na aloes, bo nie miałam z nim styczności :)
Usuńoj z chęcią bym go powąchała, bo lubię takie zapachy :D
OdpowiedzUsuńMnie ten zapach przytłaczał wydawał mi się chemiczny :D
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie jak wczorajsza rozmowa ♥
szkoda, że arbuz nie pachnie arbuzem :/
OdpowiedzUsuńUwielbiam zapach arbuza, szkoda tylko, że nie czuć go na skórze :-(
OdpowiedzUsuńja miałam na niego uczulenie;(
OdpowiedzUsuńLubię arbuzowe aromaty kosmetyków, pomimo że z prawdziwym arbuzem mają niewiele wspólnego :)
OdpowiedzUsuńja kocham wszystko co arbuzowe ale z tych żeli kocham mietę z maliną! :) obłed <3
OdpowiedzUsuńzastanawiałam się nad nim nieraz ale jakoś tak jeszcze się nie spotkaliśmy :)
OdpowiedzUsuńszkoda że na skórze pachnie inaczej...
OdpowiedzUsuńZ Oriflame nie miałam styczności ale jakoś mnie nie ciągnie ;)
OdpowiedzUsuńDawno nie używałam kosmetyków Ori... Ale nie kuszą mnie.
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałam nic z Oriflame :)
OdpowiedzUsuńNie lubie ori :P
OdpowiedzUsuńArbuzowe szaleństwo...mam nadzieję, że bardziej pachnie niż płyn z Apis?
OdpowiedzUsuń